Dom podobał się jej, miasto nie za bardzo. Dom był zupełnie inny niż ten, który opuściła. Miał duże okna, z których rozciągał się widok na całą okolicę. I sam też był ogromny. Pierwsze dwa dni spędziła poznając jego zakamarki, ścigając się po schodach z burym, czworonożnym przyjacielem i prosząc rodziców, żeby wrócili do prawdziwego domu.
Nie posłuchali.
Wtedy, ani później.
Trzeciego dnia wygonili ją do ogrodu. Jej mama była fanatyczką ogrodnictwa. Pies przekopał wszystkie kwiaty, które zarośnięte chwastami pozostały po poprzednich właścicielach. Gdy już zbierała się do odwrotu, to znaczy wymknięcia się z powrotem do domu, do ojca, zauważyła dzieci. Nie takie, jak widywała u siebie w Mariborze. Absolutnie nie takie. Te były całkiem inne. Ścigały się środkiem ulicy na przedłużanych rolkach, które bardziej jej przypominały narty i robiły tyle huku, co przejeżdżający samochód. Hukowi nart towarzyszyły radosne okrzyki. Zaintrygowało ją to. Podeszła do bramy, żeby przez jej szczeliny przyjrzeć się szalejącej dwójce. A potem zauważyła człowieka, w którego stronę biegli.
- ANJA! – ten wrzask słyszała z drugiego końca ulicy. Wzruszyła ramionami nic nie rozumiejąc i wróciła do ogrodu. Gdy po chwili podbiegła do bramy w przypływie ciekawości, w miejscu gdzie stał mężczyzna nie było już nikogo.
Przez dłuższy czas nie widziała pogromców nartorolek. Nie biegali i nie krzyczeli. Zupełnie jakby nie istnieli. Nie zarejestrowała ich obecności również w pobliskiej szkole. Ale może miesiąc później zauważyła jak grali w piłkę w swojej posiadłości, przy sporym domku z miejscem na niewielki ogródek, małe boisko i ogromny podjazd. Wyprowadzała wtedy psa i chociaż chodziła na spacery tą samą trasą każdego dnia, dopiero wtedy ich spostrzegła. Co chwila wykopywali piłkę na ulicę. A Nina w końcu nie mogąc się oprzeć, przebiegła na drugą stronę, puściła smycz i na jej miejsce chwyciła piłkę. Po piłkę chwilę później wybiegła dziewczynka, popędzana przez chłopca, który przewiesił się przez bramę. Na widok Niny, dziewczynka stanęła jak wryta.
- To wasza – powiedziała wówczas Nina, rejestrując fakt, że pies, korzystając z okazji zmykał do domu. Ciemnowłosa dziewczynka kiwnęła głową – Mam na imię Nina.
- Anja – piłka została pokojowo przekazana, pies meldował się w swoim ogrodzie, a z bramy zeskoczył blondynek – A to...
- Dzięki za piłkę, zbierajmy się już – jednym słowem nie była tam mile widziana, tak od razu pomyślała, bo chłopiec nie krył się z tym, że Nina nie wypadła w jego oczach najlepiej. Zawrócił Anję w stronę bramki i sam również skierował tam swoje kroki. Obejrzał się przez ramię, zauważając, że Nina nie ruszyła się ani o milimetr.
- Nina, tak? Jurij – przedstawił się, prezentując delikatny uśmiech - Przyjdź później. Tata będzie na nas zły, że nie trenujemy.
- Co trenujecie?
- Skaczemy na nartach – odpowiedzieli chórem.
- Naprawdę? – potaknęli – Przyjdę.
I przychodziła regularnie. To znaczy raz albo dwa w tygodniu. Albo oni wpadali do niej. Na chwilę, bo nigdy nie mieli zbyt dużo czasu. Trochę im współczuła. Sama miała tylko jeden obowiązek- chodzić do szkoły. Oni oprócz tego mieli zawody, treningi, zgrupowania. A po tym wszystkim wracali do domu, do ojca, który trenował ich dodatkowo na własną rękę. Podobno naprawdę się na tym znał. Był srebrnym medalistą olimpijskim. Nic dziwnego, że chciał wychować swoje dzieci na równych sobie, a nawet na lepszych, gdyby było to możliwe.
- A ty kiedyś skakałaś? – to było najgłupsze pytanie jakie prawdopodobnie padło przy okazji ich znajomości. Nina nie kiwnęła głową, ale stwierdziła natychmiast, że strasznie by chciała. Najpierw stwierdzili, że zaczekają aż spadnie śnieg i wtedy nauczą ją jeździć na nartach. Tak, bo nawet nart na nogach nigdy nie miała. Przystała na tę propozycję bardzo chętnie, ale jako że do pierwszego śniegu zostało coś około trzech miesięcy, zawzięła się na rolki. Nie nartorolki, na których rodzeństwo jeździło tylko w nagrodę, ale na zwykłe rolki, żeby móc wyprowadzać psa jak bohaterowie amerykańskich filmów. Dostała takie rolki właśnie od rodzeństwa na urodziny i pierwszym, co zrobiła zaraz po założeniu, było rozwalenie głowy na chodniku, mając wokół siebie publiczność w składzie: Anja, Jurij, rodzice i pies. Złe dobrego początki, chciałoby się rzec. Ale potem wcale nie było lepiej. Była straszną łajzą, tak po prostu. Nie mogła skoordynować ruchów, zderzyła się chyba z każdym słupem na ulicy i przy okazji pierwszego spaceru na rolkach z psem, wyrżnęła o ławkę.
- Może ty masz jakieś zaburzenia – zasugerował pewnego dnia Jurij, kiedy pojawiła się ze zdartą brodą. Nie odpowiedziała. Usiadła po turecku i patrzyła jak grają w siatkówkę nogami. Kiedyś wytłumaczyli jej, że skoczkowie robią tak w przerwie zawodów, albo jak czekają na swoją kolej. O nic więcej nie pytała. Lubiła z nimi przebywać. Byli zabawni, beztroscy, chociaż na barkach dźwigali więcej niż niejeden dorosły człowiek.
- Nie macie czasem dosyć? – zapytała kiedyś, ale spojrzeli po sobie, jakby usiłowali odgadnąć dlaczego w ogóle przyszło jej na myśl coś takiego. Potem zaś spojrzeli na nią jak na niespełna rozumu i Nina sama nie chciała już tak naprawdę słyszeć odpowiedzi, bo zrobiło jej się strasznie głupio.
- A powinniśmy? – upewniła się cichutko Anja.
- Nie, to nasz wybór – odpowiedział twardo Jurij, wzrokiem ganiąc siostrę. Robił to często, kiedy odzywała się w niej ta malutka chęć buntu, albo najmniejsze nawet zawahanie. Był w końcu jej starszym bratem, czuwał i starał się nią kierować najlepiej jak potrafił. Nina nie miała rodzeństwa. Nigdy o nim nie marzyła... No chyba, że kiedyś. Ale w końcu pogodziła się ze swoim losem i faktem, że skupia całą uwagę swoich rodziców, czego nie miałaby w przypadku pojawienia się drugiego dziecka państwa Vidmar – Żeby coś osiągnąć, trzeba z wielu rzeczy rezygnować – stwierdził blondyn i uśmiechnął się do siostry. Zawsze mówił mądre rzeczy. Miał autorytet w ojcu. To różniło go od wszystkich innych dzieciaków, które Nina kiedykolwiek spotkała. Jurij gonił za marzeniem i jednocześnie za wynikami ojca. Ona sama nie miała takich aspiracji. Lubiła za to burzyć swoje relacje z rodzeństwem w najbardziej wyrafinowany sposób na świecie, a więc poprzez zadawanie niestosownych pytań, które nie powinny nigdy wybrzmieć.
- Czemu nie macie przyjaciół? – jedna z gustownych perełek, po których rodzeństwo zmarkotniało i stwierdziło, że w klubie mają wielu znajomych, a przyjaciół nie potrzebują. Przyjaciele są wtedy, kiedy nie chodzi o wyniki, więc nie można przyjaźnić się z ludźmi z klubu, bo to potencjalni rywale. I Nina znowu wykryła tam rady pana Mirana. Wykrywała je w końcu za każdym razem, tak jakby miała radar w uszach, albo zwyczajnie te wszystkie slogany zaczerpnięte ze skomplikowanej, ale interesującej filozofii ojca rozskakanej dwójki, już się jej osłuchały. Po kilku tygodniach, które zapewne upłynęły Anji pod znakiem intensywnego rozmyślania nad zadanym pytaniem i odpowiedzią, której udzielił Jurij, to samo pytanie zostało skierowane w stronę Niny.
Nie speszyła się. Spojrzała na Anję zaskoczona prawie tak samo jak Jurij.
- Mam przyjaciół – odpowiedziała jednak, intrygując rodzeństwo – Ale nie tu. Moi przyjaciele zostali w Mariborze.
- Rozmawiasz z nimi?
- Nie – wzruszyła ramionami – Po prostu jesteśmy przyjaciółmi.
Bycie przyjacielem opierało się dla niej na samym byciu dopóki nie poznała tej dwójki. Nigdy nie nazwała ich swoimi przyjaciółmi, a przynajmniej nie w ich obecności. Była raczej powściągliwa i z czasem coraz bardziej uważała na słowa. Jednak nie zawsze.
- Jesteś ofiarą – westchnął Jurij. Zapowiadała się długa i męcząca nauka jazdy na nartach. Wbrew pozorom nie było to tak proste jak wyglądało. A Nina kolejny raz leżała w śniegu, upodabniając się do bałwana zepchniętego z urwiska. Nieźle jej to szło, kto wie czy to nie była jej życiowa rola...
- Daj jej spokój – warknęła Anja – Na pewno jeszcze będzie dobrze.
Nie było.
- Dziewczyno, oszczędź czasu – poirytowany Jurij to nie był Jurij jakiego lubiła. Nawet nie taki, jakiego tolerowała – W porównaniu z tym co ty odstawiasz, można by rzec, że urodziłem się z nartami przypiętymi do stóp.
- Jesteś impertynenckim baranem – powiedziała na tyle cicho, żeby czuć się pewną, że tego nie usłyszał, ale na tyle głośno, żeby sobie to w końcu uświadomić. Skąd w wieku 8 lat znajomość słowa ‘impertynencki’? A w zasadzie kogo to obchodzi? Faktem jest, że był jedyną osobą w tamtych czasach, którą potrafiła określić tym jednym, jakże wymownym słowem.
Wkrótce nauczyła się jeździć na nartach... O ile staczanie się w dół w pozycji pogiętego klipsa do dokumentów można było nazwać jazdą na nartach. Wkrótce też przestała robić z siebie niezdarę, chociaż polegało to raczej na ukrywaniu wszystkich wpadek i niedociągnięć, jak również wychodzeniu z jawnie frustrujących sytuacji z jako taką twarzą. Na nartach nie chcieli jej nauczyć skakać.
- Zabijesz się – stwierdził naprędce Jurij, kiedy znowu zaczęła ten temat. Fakt, że zaczęło mu się lepiej wieść w skokach, sprawił, że był wobec nich jeszcze bardziej wyniosły. No i dojrzewał. W wieku trzynastu lat unikał ich jak ognia, czego nie potrafiły zrozumieć, bo zaledwie kilka tygodni wcześniej bez problemu potrafił wysiedzieć z nimi w jednym pokoju bez jednej nawet próby popełnienia samobójstwa. A czasami nawet świetnie się bawił. Te czasy odeszły bezpowrotnie. Wymykał się do domu, kiedy Nina wpadała posiedzieć, a do Niny chodziła już tylko sama Anja.
- Nadal chcesz skoczyć? – zapytała pewnego dnia Anja. Oczy błyskały jej groźnie, ale była w tym ekscytacja, chęć przygody i nieustanna potrzeba ryzykowania zdrowia, a czasem i życia.
To nie był najmądrzejszy pomysł, gdy spoglądała wstecz.
Można nawet określić ten pomysł jako najgłupszy na świecie, chociaż wiele przerobili głupich i głupszych sytuacji. Żadna jednak nie kończyła się w karetce, a już na pewno żadna z nich w szpitalu. A Nina mogłaby przysiąc, że złamana noga, nie bolała bardziej niż fakt, że zabronili się jej spotykać z rodzeństwem.
***
Zaczynajmy! Jeszcze nigdy nie ujawniłam tak dużo w pierwszym rozdziale, a tu proszę. Znamy bohaterów, znamy ich relacje, znamy charaktery i przeszłość. Kluczowa jest nieznajomość przyszłości, więc tylko przyszłości nie znamy. Opowiadanie jedno z krótkich. Skoków tu za wiele nie będzie. Liczba przewidzianych rozdziałów jeszcze nie jest ustalona, teraz walczę z szóstym.
Pozdrawiam i zapraszam♥
Miran aka surowy rodzic! No cóż, jego dzieci nie mają łatwo, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ponoć ;d
OdpowiedzUsuńI generalnie to ja się piszę na to opowiadanie, bo wiem, że będzie świetne i bardzo polubiłam niezdarną Lili i czekam na następny rozdział :)
Rozdział czytany w kawałkach ( dzięki rodzinko -. - ) ale tak straaasznie mi się podoba! Osiem lat to wiek w którym wszystko się chłonie jak gąbka, wiek w którym się poznaje smak pierwszych uczuć i przyjaźni, w ogóle znaczeń tego słowa. Dorastanie... taka trudna rzecz. I ten dystans Jurija, jego zmiany humoru i charaktetu na końcu. Dobrze, ze dziewczynki trzymają się wciąż razem. Choć końcówka nie do końca daje tą nadzieję. ( w ogóle miałam nadzieje, ze Nina zostanie skoczkinią, mogę ją mieć dalej? :c)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi małych Tepesow, od dziecka rygorystyczny tryb życia, co z nich wyrosło? :D Nina mimo wszystko nie była chyba az tak szczęśliwa, skoro nawet bała się do nich podejść. Ale jeśli przyjaźń przetrwa, to dobrze :3
Przepraszam za chaos i czekam na kolejną część bo to jest magiczne :D
Faktycznie bardzo nietypowo jak na Ciebie.
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że w związku z tym nawałem informacji w pierwszym rozdziale, w kolejnych nie ograniczysz nam ich do minimum;)
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na następny ;)
[pnowakowski]
Cudowne <3
OdpowiedzUsuńTakie niezdarne dziewczynki są na swój sposób urocze. Czego nie można powiedzieć o chłopcach. Oni w takim przypadki są po prostu pierdołami :P
Anja jest niezła. Dobra, chodź, pójdziemy sobie skoczyć na nartach.
Nie no, spoko. Zwłaszcza, jak ktoś nawet na nich jeździć nie bardzo umie.
mega mi się to podoba <3
buziak :*
[the-world-you-live-in.blogspot.com]
Czytając Twoją twórczość aż przypomniały mi się złote czasy blog.onet.pl, gdzie sama tworzyłam opowiadania o skoczkach, a główne skrzypce zawsze grał Gregor. Niestety ja od skoczków odeszłam na dobre, ale czasami miło jest o nich poczytać!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że im więcej opowiadań czytam, tym bardziej jestem zdziwiona w jak różnoraki sposób można pisać. Twój styl jest na tyle ciekawy, że jeszcze nigdzie nie czytałam nic podobnego. Bardzo mnie zaintrygowałaś tą historią szczególnie, że Nina znała się z rodzeństwem już w wieku dziecięcym. Zżera mnie ciekawość, jak to wszystko się potoczy. Z chęcią powrócę tutaj z powrotem. Pozdrawiam cieplutko :)