- Bardzo dobrze jeżdżę na łyżwach – właściwie nie wiedziała, dlaczego w kółko to powtarzała wstając, ale była w tym taka determinacja, że Jurij i Anja bez przerwy potakiwali kwicząc ze śmiechu. Zebrała się w końcu, doprowadziła do ładu i stwierdziła, że powinna iść.
- Do zobaczenia w lepszych czasach – mruknął skoczek. Uśmiechnęła się tylko.
Była noc. Jedna z tych, kiedy deszcz zapamiętale bębnił o dachy i parapety nie pozwalając zebrać myśli. Dylemat, przedziwne wewnętrzne rozdarcie odbijało się i w jej zachowaniu i w wyglądzie. Opuszkami palców wodziła po nazwiskach, wypisanych na niewielkich tekturkach. Gdyby ktoś lata temu zasugerował jej podobną sytuację, zapewne uderzyłaby się dłonią w czoło, a z pewnością zrobiłaby to w sposób tak kompromitujący, że rodzina miałaby nową anegdotkę na wszystkie zjazdy i spotkania. A jednak stało się.
Małe, białe tekturki zwiastowały coś wspaniałego. Zupełnie niespodziewanego u takiej łajzy jaką Nina była. Zresztą ona dorosła już na tyle, żeby swojego wrodzonego pecha akceptować. Otoczenie nijak się do tego miało, a ta wręcz śmieszna niezdarność uczyniła z niej człowieka prawdziwie wytrwałego i pozbawionego jakichkolwiek oporów. Przecież i tak najgorszym co mogło jej się przytrafić, była ta kompromitacja, która od lat wryła się w jej życiorys tak bardzo, że zdziwienie brało, iż nie została wpisana jako drugie imię Niny na świadectwie ukończenia szkoły.
Ogarnęło ją pewne znużenie. Wpatrywała się w karteczki od wieczora nie kryjąc zdumienia. Czyżby i ona mogła być szczęśliwa? Miała spełnić swoje marzenia? A wszystko czego przy tej okazji chciała, leżało przed nią. Chciała zrobić wielki krok w otoczeniu bliskich jej ludzi. Chciała zmienić swoje życie, nie wyrzucając ich z niego. Bez wahania wpisała imiona swoich rodziców. Co do tego nie miała wątpliwości, może przejrzeli na oczy i przyjadą. Nad następną tekturką nawet się nie zastanawiała, Anja również powinna być z nią w tak ważnej chwili. Ale to właśnie nad osobą Jurija siedziała najdłużej w tak paskudną, a jednocześnie wspaniałą noc z piórem w dłoni.
- Mój Boże – dotarło do jej uszu wraz z trzaskiem otwieranych drzwi – Modlisz się nad tymi zaproszeniami czy co?
Nejc. Nie dodzwoniwszy się po kilkunastu próbach pofatygował się osobiście. Był wspaniałym człowiekiem. Pomagał jej się pozbierać, trochę pomagał żyć. A właściwie tego normalnego życia uczył.
- Wypisałeś już swoje?
Skinął głową, poprawiając włosy i przeglądając się w lustrze wiszącym w przedpokoju.
- A co to akurat za sztuka, jak miałem na własność cztery miejsca do obsadzenia?
- Żadna? – mruknęła, z uporem maniaka przypatrując się jego poczynaniom. Nejc walczył z fryzurą. Generalnie lubił wyglądać dobrze, ale nigdy nie doprowadzał się do ładu w jej własnym przedpokoju, a przynajmniej nigdy nie robił tego w jej obecności.
- Absolutnie żadna – odburknął w odpowiedzi, rzucając znów okiem na swoje dzieło.
- Przepraszam Cię bardzo, ale picujesz się tu u mnie w jakimś konkretnym celu czy tak sobie?
- Wypisz te zaproszenia, jak będę wychodził to zabiorę – sprzed lustra czmychnął do kuchni, a to był już przejaw całkowitej normalności – Zrobiłaś frytki!
- Poczęstuj się – mruknęła, ponownie spoglądając na pustą tekturkę
- Zimne frytki! – odkrzyknął rozczarowany – Cóż za kunszt i fantazja.
- Tylko Ty w tym kraju dostrzegasz mój talent – Nejc wyszedł z kuchni, by w chwilę potem zawisnąć nad jej ramieniem.
- Nad kim tak się wahasz?
- Nie domyśliłeś się, żeby sobie te frytki odgrzać, co? – uśmiechnęła się, spoglądając na niego
- Jak nie chcesz tego zaproszenia, to ja bym sobie chętnie wypisał. Tak to jest jak się ma dużo rodzeństwa, a Emily...
- Weź – szepnęła – Emily powinna tam być.
- Jesteś pewna? – ale nie czekając na potwierdzenie ucałował w pośpiechu jej policzek i przystawił sobie krzesło. Na nieskazitelnie białej tekturce w miejscu czarnych kropek pojawiło się imię siostry Nejca.
- Zadowolony? – ale nie musiała pytać, bo jego uśmiech sięgał oczu i był tak szczery, że poczuła do siebie jakiś trudny do zignorowania żal spowodowany samym faktem, że pomysłodawcą tego doskonałego przecież pomysłu nie była ona, tylko on.
- Odgrzeję te frytki. Obejrzymy jakiś film, może być komedia. Lubię komedie.
- Nejc – upomniała go – tak się składa, że jest późno, a jutro mamy...
- Próbę, tak – westchnął ciężko – moja droga, co ja bym zrobił bez twojego nieubłaganego poczucia czasu i równie bezlitosnego poczucia obowiązku?
- Zginąłbyś marnie, a teraz zbieraj zaproszenia – chociaż na dobrą sprawę sama mu je zebrała i podała z największą czcią.
- Dzisiaj – mruknął, spoglądając na zegarek
- Co?
- Próba. Mamy parę ładnych minut po północy. Trzymają mi się te włosy?
- A co? Oświadczał się będziesz? – prychnęła
- Nie teraz, może kiedyś – z uśmiechem wzruszył ramionami, zerknął na zaproszenia i zaczął się żegnać.
Nejc był niewątpliwie jednym z najdziwniejszych ludzi jakich znała. Przed nim plasował się tylko Jurij Tepes.
Nuciła cicho, kręcąc się po parkingu. Nuciła, żeby zagłuszyć nerwy. Przede wszystkim próbowała zdobyć się na cierpliwość, bo chociaż do ustalonej godziny brakowało jeszcze dziesięciu minut, czuła już całą sobą, że Nejc zwyczajnie się spóźni. Nuciła, żeby nie myśleć jak za chwilę będzie wyglądać. Nie uśmiechała jej się ta biała sukienka.
- Jest przecież w porządku – usłyszała nagle. To był on, wyjątkowo punktualny. Rozmawiał przez telefon, co nie przeszkodziło mu w ucałowaniu czoła Niny. Wziął ją pod rękę, wciąż przekonując Emily do wzięcia dwóch dni wolnego w lutym, przy okazji prowadząc swoją partnerkę w stronę miejsca przeznaczenia.
Właściwie trudno jej było przypomnieć sobie, kiedy to wszystko się zaczęło, a nie zaczęło się wcale tak dawno. I miało swój niezwykły początek tam właśnie, gdzie zmierzali.
- Dziś się nie przewrócisz – zapewnił Nejc, szczerząc się do niej.
- Dziś Ty się przewrócisz – odpowiedziała radośnie.
- Boję się, że Cię dotknie skleroza, wiesz?
Była to obawa w pełni uzasadniona. Nina jako bardzo początkująca nie miała głowy do nauki wszystkich wymyślnych nazw figur, skoków, podskoków i wszelkich innych dziwactw, które wyprawiali zawodowcy. Kiedy rangą podchodziła pod zawodowstwo, okazało się, że zamiast tego lepiej jej było zapamiętywać ciągi liczb. Każdy układ był więc takim ciągiem liczb, których ona raczej nie zapominała, ale zawsze istniało ryzyko, że pod presją zupełnie zgłupieje.
Czasami winiła się za to zamiłowanie do robienia głupstw. Czasami nienawidziła siebie i żałowała, że nie poszła za radą rodziców, nie stała się ułożoną panią doktor, albo kimś równie odpowiedzialnym. Bywało tak zazwyczaj po szczególnie nieudanych treningach, lub tych, które wymagały potem ton maści i skutkowały tygodniową niemożnością poruszania żadną kończyną. Ale zawsze był Nejc. Zawsze był też wyjątkowo cierpliwy trener – John. I zawsze Nina od nowa szukała w sobie sił i pasji, aby tym ludziom udowodnić, że zasługiwała na nadzieje, które w niej pokładali.
- Nienawidzę tej muzyki – mruknął chłopak – Jest zbyt wolna, zbyt ckliwa, zbyt...
- Doskonała – oczy jej rozbłysły – A tak właściwie był wybór, ale do tej układ pasował idealnie. Nie irytuj się, następnym razem wybierzesz coś, co będzie pasowało Tobie.
„Good Night to You”
Biała sukienka już na nią czekała. Nina miała ochotę trochę na nią ponarzekać, ale moment nie był odpowiedni i limit skarg został wyczerpany raz a dobrze jak na jeden trening. Warknęła do siebie coś niezrozumiałego, co nie uszło uwadze Nejca, który ni z tego ni z owego uśmiechnął się tak promiennie, że musiała go zasłonić drzwiczkami szafki, żeby nie zarazić się tą niespodziewaną i nieuzasadnioną radością.
- Wysłałeś zaproszenia?
- Wysłałem – nie sprawdziła czy dalej tak trwa z idiotycznym uśmiechem przylepionym do twarzy, bo już po głosie poznała, że kiedy nie czuł się osamotniony w niezadowoleniu, od razu miewał się znacznie lepiej.
- Co z twoimi włosami?
- Co z nimi? – zaciekawił się.
- Trzymają się? – zapytała, z trudem hamując głupkowaty uśmiech.
- Zaczynajmy – padło polecenie. W pośpiechu zamknęła szafkę. Czy do tego była stworzona? Po latach prób, wyrzeczeń, wyobcowania, po latach walki z samą sobą i z przeciwnościami losu, z pechem prześladującym ją od pierwszych lat życia, w końcu była w czymś niezła. To napawało optymizmem. Mało co napawało optymizmem w jej sytuacji. Trener już był na lodzie. Brakowało tylko jej. Ona była aktorką w tym przedstawieniu. Czy ten, o którym bez przerwy myślała, miał nigdy nie zobaczyć jej szczęścia? Miał nigdy nie docenić tego, że postąpiła jak on i stawiając wszystko na jedną kartę, zaryzykowała najbardziej w swoim życiu i tak jak on, wygrała? Dlaczego Jurij miał nie zobaczyć, że pod maską największej niezdary w dziejach świata, kryła się silna, niezależna kobieta? Powinien widzieć jak doskonale sobie radziła bez niego. Ha! Z tego przejęcia omal nie zabiła się o bandę. W końcu szczęśliwie dotarła na lodowisko. Zerknęła na rozgrzewającego się, już zupełnie skupionego Nejca i ustawiła stopy równolegle, jakby tylko marząc o wywrotce. Poza lodem nawet stojąc z pozoru pewnie na dwóch nogach, potrafiła wywinąć podręcznikowego orła. Ale na lodzie nie była już łajzowatą dziewczynką. I istotnie potrafiła jeździć na łyżwach.
Reakcja Anji niewiele odbiegała w czynach i słowach od reakcji, którą przewidziała Nina. Zaproszenie wybiegało daleko w przyszłość, ale było tak stanowcze i przejrzyste, że skoczkini natychmiast podjęła decyzję o udaniu się w lutym, w miejsce, do którego była zaproszona i co więcej, zapragnęła ze wszystkich sił zaciągnąć tam ze sobą Jurija, który albo wcale nie zwrócił uwagi na fakt, że jakakolwiek biała tekturka zmąciła święty spokój w jego własnym domu, albo usiłował być obojętny na wszystko, co w dalekich stronach wyprawiała Nina Vidmar.
Ojej, jak ja polubiłam Nejca! Taki uroczy narcyzek, no zachwycam się nim :D
OdpowiedzUsuńWpadłam w pułapkę i myślałam, że Nina bierze ślub! A to jednak całkiem co innego, nasza mała ciamajda wybiła się w sporcie, ha!
I cóż, tak mega przyjemnie czyta się to opowiadania, uwielbiam bardzo! I nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Znalazłam w końcu czas na dokopanie się do komputera i nabazgranie kilku słów. Przeczytałam wcześniej, ale niestety grafik nie chciał mi pozwolić na skomentowanie. Z góry przepraszam za chaos i zamęt w tym komentarzu, ale ostatnio żyję trochę z dnia na dzień i nie potrafię się ogarnąć.
OdpowiedzUsuńSprytnie to sobie wszystko wymyśliłaś i nie powiem - bardzo podoba mi się osoba dorosłej Niny, którą wykreowałaś. Fajnie, że na lodzie staje się zupełnie kimś innym. Trochę przykro, że nie wysłała jednak tego zaproszenia Jurijowi, ale zapewne pojawi się na widowni i coś czuję, że nieźle namiesza jeszcze w jej życiu. Ten Nejc to prześmieszny gość - już go lubię!
Pozdrawiam gorąco :*
Nina jest przeurocza. Wykreowałaś ją fantastycznie i takie jest fajne to przejście w dzieciństwa w dorosłość. Pozostała dokładnie tą samą osobą.
OdpowiedzUsuńNejc jest dobry. Taki typowy, sympatyczny przystojniak, który zdaje sobie sprawę ze swojego wyglądu :) I fajny kumpel przy okazji. I partner. Z lodowiska oczywiście. 'Bardzo dobrze jeżdżę na łyżwach' Powtórzone 300 razy. Padłam ;) Czy coś staje się bardziej prawdziwe, jeśli więcej razy się to powtórzy? Kto wie. Może i tak.
[the-world-you-live-in]
buziak :*
Hej, przepraszam, że pod postem, ale zapraszam cię na moje pierwsze opowiadanie, a konkretnie na czwarty już rozdział historii Maćka Kota i pewnej dziewczyny. Byłabym niezmiernie wdzięczna, jeśli przy odrobinie wolnego czasu zajrzała do mnie i zostawiła jakiś ślad
OdpowiedzUsuńhttp://hardskijumpinglove.blogspot.com/2014/10/4-byes-wscieky-na-siebie-bo-po-raz.html
Ol-la
A jednak postanowiła sobie i innym udowodnić ze ma pasję, talent i coś potrafi. Mowilam uparty dojdzie do celu chocby to miało trwac lata.
OdpowiedzUsuńKocham tą ironie Niny i to ze Nejc ją wspiera ale od pierwszych słów czuje ze będzie kiedyś być może rywalem Jurija ....
Anja dalej jest jej przyjaciółką. Bo wiesz, przyjaciel to ktoś z kim po latach zaczniesz rozmowę m gdzie się skończyła. I nie piczujesz uplywu czasu. Tak czytalam.
graffiti