- Nikt nie wie, co to jest – wyznała w końcu w samochodzie, po czym grymas zapowiadający ciąg dalszy łkania ponownie wykrzywił jej twarz – ja sama nie wiem.
Co działo się z Niną? Właściwie wszystko. Gorączki przeplatała odrętwieniami mięśni i stawów, gdzie masaże dawały niewiele, a bez nich zwyczajnie nie mogła funkcjonować. Więc leczyła się na stawy, wmuszała w siebie dziesiątki tabletek i wcierała w skórę miliony maści. Wtedy zaczęły się wysypki, dlatego odstawiła wszelkie smarowidła i walczyła ze sobą, żeby całkiem nie skapitulować.
- Muszę zmienić strój – mruknęła na którejś próbie – biała sukienka za bardzo kontrastuje z tymi wykwitami na rękach.
Przyznali jej rację. Uzbrojona w sukienkę równie czerwoną, co plamy na jej ciele, czuła się znacznie lepiej. Przynajmniej psychicznie. Żeby zagłuszyć niepokój, dużo ćwiczyła. I tu spotkało ją rozczarowanie – kilka razy stanęła oko w oko z taflą lodu.
- To nic nie znaczy – zapewniał Nejc, chociaż z coraz większą obawą spoglądał w kalendarz
- Jesteś przemęczona i naprawdę przesadzasz z ćwiczeniami – wtórował mu John. Ona wiedziała swoje.
- Modlę się, żeby ten luty szybko przyszedł – mówiła wieczorami, wracając do domu po godzinach prób – Chcę mieć to wszystko za sobą.
Ona i jej marzenia zdawały się być domkiem z kart wystawionym na działanie wiatru. Kto mógł zapewnić, że ta delikatna konstrukcja nie ulegnie zbyt wcześnie? Kiedy czuła się lepiej, dzwoniła do znajomych, nawet tych, z którymi od dawna nie utrzymywała kontaktu. Ale szczerze nie spodziewała się, że pewnego dnia, gdy dokuśtyka jakimś cudem do drzwi, zobaczy za nimi Jurija.
W dodatku naprawdę poruszonego Jurija.
I nie przewidziała, że będą stali bez słowa po dwóch stronach progu tylko z niedowierzaniem na siebie patrząc. Wiele razy wyobrażała sobie to spotkanie. Jednak nigdy w takich okolicznościach.
- Co tu robisz? – jak mógł wytłumaczyć fakt, że przejechał pół kraju, chociaż nie widzieli się od tak dawna? Może nie chciał tłumaczyć, może zwyczajnie nie potrafił, bo widząc jak Nina kurczowo trzyma się drzwi, pomógł jej przejść w stronę fotela i chcąc nie chcąc wprosił się do jej niewielkiego mieszkanka.
- Anja prawdopodobnie Ci nie mówiła – zaczął niepewnie – ale też boryka się z niezłą kontuzją. Wkrótce idzie na stół. Nie wiedziałaś, prawda? Anja rzadko mówi o swoim stanie zdrowia. Bardziej martwi się o Ciebie. Tym bardziej, że domyśla się jak poważne jest to, co zaatakowało Twój organizm. Nina, co to jest?
- Dziś odbieram kolejne wyniki badań – wyznała ze smutnym uśmiechem – objawy są tak zwyczajne, że lekarze łapią się za głowę po wyeliminowaniu alergii i przeziębienia.
- A jeśli do lutego nic nie ulegnie zmianie?
- Więc słyszałeś o konkursie? – rozpromieniła się nagle
- Anja trąbi o tym od momentu, w którym otworzyła zaproszenie – Jurij wydał się jej nagle bardziej odległy niż kiedykolwiek. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego, ale w jej uszach zabrzmiało to jak skarga, że Anja na siłę usiłuje go wciągać w życie Niny, chociaż on bardzo sobie tego nie życzy.
- To na jej prośbę jesteś tutaj?
- Oficjalnie jestem na grillu u Roberta – wyszczerzył się, wyraźnie zadowolony z siebie
- To skoczkowie mogą sobie pozwalać na grilla?
- Grillować możemy bez przeszkód – wyjaśnił – ale kto powiedział, że jemy to co rzucimy na ruszt?
- Trudno mi trafić za twoim rozumowaniem, a jeśli się nie mylę, grillujecie coś dla frajdy, a później to wyrzucacie.
- Nie do końca, mięsożerna istoto. Warzywko grillowane jest lepsze niż stek.
- Sam nie wierzysz w to, co mówisz – prychnęła – W takim razie Anja nie wie, że tu jesteś?
- Może się dowiedzieć, jeśli zadzwoni do Roberta, a Robert będzie zaskoczony faktem, że w połowie listopada odbywa się u niego jakieś intensywne grillowanie w dodatku przy udziale chłopaków z kadry.
- To... Bardzo miło z Twojej strony, ale nadal nie wiem, co w takim razie tu robisz.
- Odwiedzam Cię. Przywożę słowa otuchy i zapewnienie, że wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję – szepnęła zmieszana – Więc tym bardziej mi głupio w tej sytuacji, ale mam nadzieję, że się nie pogniewasz, jeśli...
- Przeszkadzam, prawda? – natychmiast zerwał się z krzesła – Wiem, powinienem uprzedzić, ale tak się jakoś złożyło... Wychodzisz gdzieś? – spojrzał na nią z dozą niepewności, bo to co wyprawiała, nie przypominało chodzenia w najmniejszym stopniu.
- Idę na trening – powiedziała śmiertelnie poważnie, po czym ze śmiechem pokręciła głową na widok jego miny i znowu spoważniała – Wiem jak to wygląda, ale rzecz w tym, że naprawdę idę na trening. Za kilka minut powinien przyjechać po mnie Nejc.
- Nejc?
- Razem trenujemy. Musisz go poznać, na pewno się polubicie! – naiwna była jeśli rzeczywiście tak myślała. I może niepotrzebnie przedstawiła go w samych superlatywach. Grunt, że kiedy drzwi się otworzyły, Jurij spodziewał się w nich ujrzeć młodzieńca odzianego w białe szaty, lewitującego pół metra nad ziemią i przed drzwiami zdejmującego aureolę, żeby nie zawadzić nią o framugę. Tymczasem człowiek, który w nich stanął, wcale tego anioła opisywanego przez Ninę nie przypominał. Ten kontrast pomiędzy wyobrażeniami a rzeczywistością, sprawił, że mimo wszystko Nejc w oczach skoczka zaprezentował się nadzwyczajnie. Owszem, niebrzydki, ale daleko mu było do bożyszcza. Owszem, miły, ale przy powitaniu posłał Jurijowi takie spojrzenie, że gdyby te oczy miotały płomienie, skoczek byłby stosikiem dobrze wypalonego popiołu. Owszem, przeuroczy, jeśli patrzyło się na niego w kategoriach seryjnego mordercy poddanego resocjalizacji. No i schludny, jak by nie patrzeć wyglądał jak Fettner-robotnik w tym czarno-białym kalendarzu sprzed roku.
- Może pojedziesz z nami – zaproponowała Jurijowi, ale temu zbyt cennym wydało się własne życie, żeby jego utratę ryzykować, kiedy Nina nie będzie patrzeć. Wbrew pozorom Nejc był chudzielcem, podobnie jak Tepes. I wydawał się nawet jakby nieco drobniejszy.
- Jeżeli nie masz się gdzie zatrzymać... – mruknął nagle, wprawiając Jurija w osłupienie.
- Mam – uprzedził skoczek
- To fantastycznie – uśmiechnął się pokazowo i zniknął za drzwiami, skąd przytargał ze sobą kule dla Niny.
- Masz już dosyć? – zawołał, a jego głos poniósł się echem po hali
- Jak zgadłeś? – zironizowała, unosząc głowę
- Od piętnastu minut siedzisz na lodzie i nic nie wskazuje na to, żebyś miała ochotę coś z tym zrobić. Przyjechałem zobaczyć, co w tym takiego fajnego – wzruszył ramionami, zajmując miejsce obok niej.
- Chcesz porozmawiać o Juriju
- Nie, skąd
- Więc nie chcesz? – uniosła brew, z zainteresowaniem przyglądając się jego twarzy
- Tego też nie powiedziałem.
- A szkoda – westchnęła – bo nie mam zamiaru o nim mówić.
- Jak wolisz. Może lepiej skupić wszystkie myśli na łyżwach. Praca to najlepsze lekarstwo.
- Pewnie masz rację – przyznała – Miałeś kiedyś tak, że łyżwy były jedynym co Ci zostało?
- I tak i nie.
- Więc?
- Ty nie chcesz mówić o nim, ja nie chcę podejmować tego tematu – rozłożył bezradnie ręce i wstał – Nie lubię mieć problemów, a czasami samo myślenie jest problemem. Wydaje mi się, że to największa głupota, jaką ludzkość mogła wymyślić w całej swojej mądrej historii.
Układy mieli oklepane. Każdy piruet przećwiczony tysiące razy, każdy skok wykonany z różną precyzją i w różnych sytuacjach. Każdy z różnym efektem i nasileniem bólu.
- Podwójny Lutz!
- To mi się już śni po nocach. W zestawie z potrójnym Salchowem. Mogłam zostać księgową.
Zawsze szalenie śmieszyło to Nejca, który, nie wiedzieć, czemu nawet w żartach nigdy nie widział siebie w jakimś monotonnym, do granic możliwości nudnym środowisku. Wszystkie wątpliwości Niny puentował uśmiechem i zmianą wątku.
- Nejc to ten typ człowieka, co zatnie się w sobie do momentu, aż zrealizuje nawet najbardziej abstrakcyjne zamysły – tak tłumaczył go John – Ale sama widzisz jak daleko dzięki temu zaszedł.
Faktycznie, było to widoczne. Może nie był najlepszy na świecie, ale z pewnością był najbardziej sumienny. Może nie był nadzwyczajnie utalentowany, ale wszystko, co osiągał, osiągał poprzez łamanie własnych ograniczeń.
- Jesteś od niego bardziej utalentowana – twierdził trener – po prostu za późno zaczęłaś ćwiczyć. I na początku ćwiczyłaś za mało. Teraz tego wszystkiego nie nadrobisz. Wszystko polega na odruchu. To zupełnie jak skoki narciarskie. Wymaga tylko innego stopnia precyzji.
- Dlaczego akurat skoki narciarskie?
- Mógłbym Ci to porównać do lekkoatletyki, ale tam się nie tarzają po lodzie
- Ja też się nie tarzam – zastrzegła
- Różnie to bywa – prychnął znad jej ramienia Nejc – „Fields of Golden Rye”
- Co?
- Rzucam pomysł na nowy program. Mam już nawet początek.
- Naprawdę słuchasz tego, co Ci wysyłam, kiedy nie jestem w stanie racjonalnie myśleć?
- Wtedy słuch Ci się wyostrza i wychwytujesz naprawdę porządne kawałki – zawyrokował, puszczając jej oczko.
- Split – orzekł ugodowo John, a w Ninie aż coś jęknęło z rozpaczy – albo i wszystkie szpagatowe, co wam będę żałował. Dobry trener musi się troszczyć o swoich podopiecznych.
- Twoja troska zakrawa o zamach terrorystyczny – burknęła dziewczyna, rozmasowując obolałą stopę.
- Załóż tego buta dziecko, nie słyszałem jeszcze o łyżwiarstwie figurowym bez łyżew.
- Kiedy ja nie mogę – zawyła
- Właśnie przeciwnie – i tak na dobrą sprawę nie wiedziała kiedy znalazła się z powrotem na lodowisku w kompletnym obuwiu – Możesz – zapewnił Nejc – Nawet nie wiesz jak.
- Pohasam, pohasam jeszcze – mruknęła – A potem mnie zabij, bo nie zasnę z bólu.
Ale mówiła tak za każdym razem. I za każdym razem, gdy o poranku pojawiał się przed jej drzwiami, otwierała mu z uśmiechem. Na treningu dawała z siebie wszystko. Nawet więcej niż mogła. Właściwie cała trójka to wiedziała, nie mówiąc o fizjoterapeutach, którzy mieli przy niej masę roboty. Dopóki jednak ta motywacja dawała jej wrażenie łamania barier własnego organizmu, pozwalali jej wierzyć, że nie walczy z losem, a z samą sobą, bo taka walka dawała jakiekolwiek szanse na zwycięstwo.
***
Co mogę powiedzieć? Końca nie widać, pisać bym chciała, ale chyba już nie potrafię, pomysły mi na siebie nachodzą. Jakoś tego nie widzę, podobnie jak końca najdłuższych wakacji w życiu.
Pozdrawiam♥