Nie wiedziałam, że się serca tak ostudzą,
uwierzyłam, że umiera się parami,
nie wiedziałam, że się ludzie różnie budzą
jak okręty, nie te same, choć w tej samej wciąż
przystani…

sobota, 20 września 2014

4. "Młodość jest potwornie ciężkim przypadkiem i chyba nie ma nikogo, kto by z tego wyszedł bez powikłań."

Generalnie od dawna czuła, że jak magnes przyciąga nieszczęścia, ale kiedy wizyta u kolejnego lekarza skończyła się wzruszeniem ramion, nie zdołała powstrzymać łez. Za drzwiami czekał Nejc, ale na jego widok rozszlochała się tylko bardziej, przyciskając dłoń do ust i nie pozwalając na to, aby wydobył się z jakiś niepotrzebny, totalnie kompromitujący jęk rozpaczy.
- Nikt nie wie, co to jest – wyznała w końcu w samochodzie, po czym grymas zapowiadający ciąg dalszy łkania ponownie wykrzywił jej twarz – ja sama nie wiem. 
Co działo się z Niną? Właściwie wszystko. Gorączki przeplatała odrętwieniami mięśni i stawów, gdzie masaże dawały niewiele, a bez nich zwyczajnie nie mogła funkcjonować. Więc leczyła się na stawy, wmuszała w siebie dziesiątki tabletek i wcierała w skórę miliony maści. Wtedy zaczęły się wysypki, dlatego odstawiła wszelkie smarowidła i walczyła ze sobą, żeby całkiem nie skapitulować. 
- Muszę zmienić strój – mruknęła na którejś próbie – biała sukienka za bardzo kontrastuje z tymi wykwitami na rękach.
Przyznali jej rację. Uzbrojona w sukienkę równie czerwoną, co plamy na jej ciele, czuła się znacznie lepiej. Przynajmniej psychicznie. Żeby zagłuszyć niepokój, dużo ćwiczyła. I tu spotkało ją rozczarowanie – kilka razy stanęła oko w oko z taflą lodu. 
- To nic nie znaczy – zapewniał Nejc, chociaż z coraz większą obawą spoglądał w kalendarz
- Jesteś przemęczona i naprawdę przesadzasz z ćwiczeniami – wtórował mu John. Ona wiedziała swoje. 
- Modlę się, żeby ten luty szybko przyszedł – mówiła wieczorami, wracając do domu po godzinach prób – Chcę mieć to wszystko za sobą. 
Ona i jej marzenia zdawały się być domkiem z kart wystawionym na działanie wiatru. Kto mógł zapewnić, że ta delikatna konstrukcja nie ulegnie zbyt wcześnie? Kiedy czuła się lepiej, dzwoniła do znajomych, nawet tych, z którymi od dawna nie utrzymywała kontaktu. Ale szczerze nie spodziewała się, że pewnego dnia, gdy dokuśtyka jakimś cudem do drzwi, zobaczy za nimi Jurija. 
W dodatku naprawdę poruszonego Jurija. 
I nie przewidziała, że będą stali bez słowa po dwóch stronach progu tylko z niedowierzaniem na siebie patrząc. Wiele razy wyobrażała sobie to spotkanie. Jednak nigdy w takich okolicznościach.
- Co tu robisz? – jak mógł wytłumaczyć fakt, że przejechał pół kraju, chociaż nie widzieli się od tak dawna? Może nie chciał tłumaczyć, może zwyczajnie nie potrafił, bo widząc jak Nina kurczowo trzyma się drzwi, pomógł jej przejść w stronę fotela i chcąc nie chcąc wprosił się do jej niewielkiego mieszkanka. 
- Anja prawdopodobnie Ci nie mówiła – zaczął niepewnie – ale też boryka się z niezłą kontuzją. Wkrótce idzie na stół. Nie wiedziałaś, prawda? Anja rzadko mówi o swoim stanie zdrowia. Bardziej martwi się o Ciebie. Tym bardziej, że domyśla się jak poważne jest to, co zaatakowało Twój organizm. Nina, co to jest?
- Dziś odbieram kolejne wyniki badań – wyznała ze smutnym uśmiechem – objawy są tak zwyczajne, że lekarze łapią się za głowę po wyeliminowaniu alergii i przeziębienia. 
- A jeśli do lutego nic nie ulegnie zmianie?
- Więc słyszałeś o konkursie? – rozpromieniła się nagle
- Anja trąbi o tym od momentu, w którym otworzyła zaproszenie – Jurij wydał się jej nagle bardziej odległy niż kiedykolwiek. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego, ale w jej uszach zabrzmiało to jak skarga, że Anja na siłę usiłuje go wciągać w życie Niny, chociaż on bardzo sobie tego nie życzy.
- To na jej prośbę jesteś tutaj?
- Oficjalnie jestem na grillu u Roberta – wyszczerzył się, wyraźnie zadowolony z siebie
- To skoczkowie mogą sobie pozwalać na grilla?
- Grillować możemy bez przeszkód – wyjaśnił – ale kto powiedział, że jemy to co rzucimy na ruszt?
- Trudno mi trafić za twoim rozumowaniem, a jeśli się nie mylę, grillujecie coś dla frajdy, a później to wyrzucacie.
- Nie do końca, mięsożerna istoto. Warzywko grillowane jest lepsze niż stek. 
- Sam nie wierzysz w to, co mówisz – prychnęła – W takim razie Anja nie wie, że tu jesteś?
- Może się dowiedzieć, jeśli zadzwoni do Roberta, a Robert będzie zaskoczony faktem, że w połowie listopada odbywa się u niego jakieś intensywne grillowanie w dodatku przy udziale chłopaków z kadry.
- To... Bardzo miło z Twojej strony, ale nadal nie wiem, co w takim razie tu robisz.
- Odwiedzam Cię. Przywożę słowa otuchy i zapewnienie, że wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję – szepnęła zmieszana – Więc tym bardziej mi głupio w tej sytuacji, ale mam nadzieję, że się nie pogniewasz, jeśli...
- Przeszkadzam, prawda? – natychmiast zerwał się z krzesła – Wiem, powinienem uprzedzić, ale tak się jakoś złożyło... Wychodzisz gdzieś? – spojrzał na nią z dozą niepewności, bo to co wyprawiała, nie przypominało chodzenia w najmniejszym stopniu. 
- Idę na trening – powiedziała śmiertelnie poważnie, po czym ze śmiechem pokręciła głową na widok jego miny i znowu spoważniała – Wiem jak to wygląda, ale rzecz w tym, że naprawdę idę na trening. Za kilka minut powinien przyjechać po mnie Nejc.
- Nejc?
- Razem trenujemy. Musisz go poznać, na pewno się polubicie! – naiwna była jeśli rzeczywiście tak myślała. I może niepotrzebnie przedstawiła go w samych superlatywach. Grunt, że kiedy drzwi się otworzyły, Jurij spodziewał się w nich ujrzeć młodzieńca odzianego w białe szaty, lewitującego pół metra nad ziemią i przed drzwiami zdejmującego aureolę, żeby nie zawadzić nią o framugę. Tymczasem człowiek, który w nich stanął, wcale tego anioła opisywanego przez Ninę nie przypominał. Ten kontrast pomiędzy wyobrażeniami a rzeczywistością, sprawił, że mimo wszystko Nejc w oczach skoczka zaprezentował się nadzwyczajnie. Owszem, niebrzydki, ale daleko mu było do bożyszcza. Owszem, miły, ale przy powitaniu posłał Jurijowi takie spojrzenie, że gdyby te oczy miotały płomienie, skoczek byłby stosikiem dobrze wypalonego popiołu. Owszem, przeuroczy, jeśli patrzyło się na niego w kategoriach seryjnego mordercy poddanego resocjalizacji. No i schludny, jak by nie patrzeć wyglądał jak Fettner-robotnik w tym czarno-białym kalendarzu sprzed roku.
- Może pojedziesz z nami – zaproponowała Jurijowi, ale temu zbyt cennym wydało się własne życie, żeby jego utratę ryzykować, kiedy Nina nie będzie patrzeć. Wbrew pozorom Nejc był chudzielcem, podobnie jak Tepes. I wydawał się nawet jakby nieco drobniejszy. 
- Jeżeli nie masz się gdzie zatrzymać... – mruknął nagle, wprawiając Jurija w osłupienie.
- Mam – uprzedził skoczek
- To fantastycznie – uśmiechnął się pokazowo i zniknął za drzwiami, skąd przytargał ze sobą kule dla Niny.

- Masz już dosyć? – zawołał, a jego głos poniósł się echem po hali
- Jak zgadłeś? – zironizowała, unosząc głowę
- Od piętnastu minut siedzisz na lodzie i nic nie wskazuje na to, żebyś miała ochotę coś z tym zrobić. Przyjechałem zobaczyć, co w tym takiego fajnego – wzruszył ramionami, zajmując miejsce obok niej.
- Chcesz porozmawiać o Juriju
- Nie, skąd
- Więc nie chcesz? – uniosła brew, z zainteresowaniem przyglądając się jego twarzy
- Tego też nie powiedziałem.
- A szkoda – westchnęła – bo nie mam zamiaru o nim mówić.
- Jak wolisz. Może lepiej skupić wszystkie myśli na łyżwach. Praca to najlepsze lekarstwo. 
- Pewnie masz rację – przyznała – Miałeś kiedyś tak, że łyżwy były jedynym co Ci zostało?
- I tak i nie.
- Więc?
- Ty nie chcesz mówić o nim, ja nie chcę podejmować tego tematu – rozłożył bezradnie ręce i wstał – Nie lubię mieć problemów, a czasami samo myślenie jest problemem. Wydaje mi się, że to największa głupota, jaką ludzkość mogła wymyślić w całej swojej mądrej historii.
Układy mieli oklepane. Każdy piruet przećwiczony tysiące razy, każdy skok wykonany z różną precyzją i w różnych sytuacjach. Każdy z różnym efektem i nasileniem bólu.
- Podwójny Lutz!
- To mi się już śni po nocach. W zestawie z potrójnym Salchowem. Mogłam zostać księgową.
Zawsze szalenie śmieszyło to Nejca, który, nie wiedzieć, czemu nawet w żartach nigdy nie widział siebie w jakimś monotonnym, do granic możliwości nudnym środowisku. Wszystkie wątpliwości Niny puentował uśmiechem i zmianą wątku.
- Nejc to ten typ człowieka, co zatnie się w sobie do momentu, aż zrealizuje nawet najbardziej abstrakcyjne zamysły – tak tłumaczył go John – Ale sama widzisz jak daleko dzięki temu zaszedł.
Faktycznie, było to widoczne. Może nie był najlepszy na świecie, ale z pewnością był najbardziej sumienny. Może nie był nadzwyczajnie utalentowany, ale wszystko, co osiągał, osiągał poprzez łamanie własnych ograniczeń.
- Jesteś od niego bardziej utalentowana – twierdził trener – po prostu za późno zaczęłaś ćwiczyć. I na początku ćwiczyłaś za mało. Teraz tego wszystkiego nie nadrobisz. Wszystko polega na odruchu. To zupełnie jak skoki narciarskie. Wymaga tylko innego stopnia precyzji. 
- Dlaczego akurat skoki narciarskie? 
- Mógłbym Ci to porównać do lekkoatletyki, ale tam się nie tarzają po lodzie
- Ja też się nie tarzam – zastrzegła
- Różnie to bywa – prychnął znad jej ramienia Nejc – „Fields of Golden Rye”
- Co?
- Rzucam pomysł na nowy program. Mam już nawet początek.
- Naprawdę słuchasz tego, co Ci wysyłam, kiedy nie jestem w stanie racjonalnie myśleć?
- Wtedy słuch Ci się wyostrza i wychwytujesz naprawdę porządne kawałki – zawyrokował, puszczając jej oczko.
- Split – orzekł ugodowo John, a w Ninie aż coś jęknęło z rozpaczy – albo i wszystkie szpagatowe, co wam będę żałował. Dobry trener musi się troszczyć o swoich podopiecznych.
- Twoja troska zakrawa o zamach terrorystyczny – burknęła dziewczyna, rozmasowując obolałą stopę.
- Załóż tego buta dziecko, nie słyszałem jeszcze o łyżwiarstwie figurowym bez łyżew. 
- Kiedy ja nie mogę – zawyła
- Właśnie przeciwnie – i tak na dobrą sprawę nie wiedziała kiedy znalazła się z powrotem na lodowisku w kompletnym obuwiu – Możesz – zapewnił Nejc – Nawet nie wiesz jak.
- Pohasam, pohasam jeszcze – mruknęła – A potem mnie zabij, bo nie zasnę z bólu.
Ale mówiła tak za każdym razem. I za każdym razem, gdy o poranku pojawiał się przed jej drzwiami, otwierała mu z uśmiechem. Na treningu dawała z siebie wszystko. Nawet więcej niż mogła. Właściwie cała trójka to wiedziała, nie mówiąc o fizjoterapeutach, którzy mieli przy niej masę roboty. Dopóki jednak ta motywacja dawała jej wrażenie łamania barier własnego organizmu, pozwalali jej wierzyć, że nie walczy z losem, a z samą sobą, bo taka walka dawała jakiekolwiek szanse na zwycięstwo.

***

Co mogę powiedzieć? Końca nie widać, pisać bym chciała, ale chyba już nie potrafię, pomysły mi na siebie nachodzą. Jakoś tego nie widzę, podobnie jak końca najdłuższych wakacji w życiu.
Pozdrawiam♥

sobota, 6 września 2014

3. „Bo widzisz, kiedy już będę mogła oddychać, to trzeba będzie żyć, a ja tak bardzo boję się życia”

Jeśli w tamtym momencie nie umarła ze wstydu, mogła bez obaw patrzeć w przyszłość. A nie umarła ani trochę. Zwyczajnie przestępując z nogi na nogę, rąbnęła na ziemię, jakimś cudem łamiąc tylko obcas, a sobie wewnętrznie nie łamiąc nic oprócz dumy. 
- Bardzo dobrze jeżdżę na łyżwach – właściwie nie wiedziała, dlaczego w kółko to powtarzała wstając, ale była w tym taka determinacja, że Jurij i Anja bez przerwy potakiwali kwicząc ze śmiechu. Zebrała się w końcu, doprowadziła do ładu i stwierdziła, że powinna iść.
- Do zobaczenia w lepszych czasach – mruknął skoczek. Uśmiechnęła się tylko.

Była noc. Jedna z tych, kiedy deszcz zapamiętale bębnił o dachy i parapety nie pozwalając zebrać myśli. Dylemat, przedziwne wewnętrzne rozdarcie odbijało się i w jej zachowaniu i w wyglądzie. Opuszkami palców wodziła po nazwiskach, wypisanych na niewielkich tekturkach. Gdyby ktoś lata temu zasugerował jej podobną sytuację, zapewne uderzyłaby się dłonią w czoło, a z pewnością zrobiłaby to w sposób tak kompromitujący, że rodzina miałaby nową anegdotkę na wszystkie zjazdy i spotkania. A jednak stało się. 
Małe, białe tekturki zwiastowały coś wspaniałego. Zupełnie niespodziewanego u takiej łajzy jaką Nina była. Zresztą ona dorosła już na tyle, żeby swojego wrodzonego pecha akceptować. Otoczenie nijak się do tego miało, a ta wręcz śmieszna niezdarność uczyniła z niej człowieka prawdziwie wytrwałego i pozbawionego jakichkolwiek oporów. Przecież i tak najgorszym co mogło jej się przytrafić, była ta kompromitacja, która od lat wryła się w jej życiorys tak bardzo, że zdziwienie brało, iż nie została wpisana jako drugie imię Niny na świadectwie ukończenia szkoły.
Ogarnęło ją pewne znużenie. Wpatrywała się w karteczki od wieczora nie kryjąc zdumienia. Czyżby i ona mogła być szczęśliwa? Miała spełnić swoje marzenia? A wszystko czego przy tej okazji chciała, leżało przed nią. Chciała zrobić wielki krok w otoczeniu bliskich jej ludzi. Chciała zmienić swoje życie, nie wyrzucając ich z niego. Bez wahania wpisała imiona swoich rodziców. Co do tego nie miała wątpliwości, może przejrzeli na oczy i przyjadą. Nad następną tekturką nawet się nie zastanawiała, Anja również powinna być z nią w tak ważnej chwili. Ale to właśnie nad osobą Jurija siedziała najdłużej w tak paskudną, a jednocześnie wspaniałą noc z piórem w dłoni. 
- Mój Boże – dotarło do jej uszu wraz z trzaskiem otwieranych drzwi – Modlisz się nad tymi zaproszeniami czy co?
Nejc. Nie dodzwoniwszy się po kilkunastu próbach pofatygował się osobiście. Był wspaniałym człowiekiem. Pomagał jej się pozbierać, trochę pomagał żyć. A właściwie tego normalnego życia uczył. 
- Wypisałeś już swoje?
Skinął głową, poprawiając włosy i przeglądając się w lustrze wiszącym w przedpokoju. 
- A co to akurat za sztuka, jak miałem na własność cztery miejsca do obsadzenia?
- Żadna? – mruknęła, z uporem maniaka przypatrując się jego poczynaniom. Nejc walczył z fryzurą. Generalnie lubił wyglądać dobrze, ale nigdy nie doprowadzał się do ładu w jej własnym przedpokoju, a przynajmniej nigdy nie robił tego w jej obecności.
- Absolutnie żadna – odburknął w odpowiedzi, rzucając znów okiem na swoje dzieło. 
- Przepraszam Cię bardzo, ale picujesz się tu u mnie w jakimś konkretnym celu czy tak sobie?
- Wypisz te zaproszenia, jak będę wychodził to zabiorę – sprzed lustra czmychnął do kuchni, a to był już przejaw całkowitej normalności – Zrobiłaś frytki! 
- Poczęstuj się – mruknęła, ponownie spoglądając na pustą tekturkę
- Zimne frytki! – odkrzyknął rozczarowany – Cóż za kunszt i fantazja.
- Tylko Ty w tym kraju dostrzegasz mój talent – Nejc wyszedł z kuchni, by w chwilę potem zawisnąć nad jej ramieniem.
- Nad kim tak się wahasz?
- Nie domyśliłeś się, żeby sobie te frytki odgrzać, co? – uśmiechnęła się, spoglądając na niego
- Jak nie chcesz tego zaproszenia, to ja bym sobie chętnie wypisał. Tak to jest jak się ma dużo rodzeństwa, a Emily...
- Weź – szepnęła – Emily powinna tam być.
- Jesteś pewna? – ale nie czekając na potwierdzenie ucałował w pośpiechu jej policzek i przystawił sobie krzesło. Na nieskazitelnie białej tekturce w miejscu czarnych kropek pojawiło się imię siostry Nejca. 
- Zadowolony? – ale nie musiała pytać, bo jego uśmiech sięgał oczu i był tak szczery, że poczuła do siebie jakiś trudny do zignorowania żal spowodowany samym faktem, że pomysłodawcą tego doskonałego przecież pomysłu nie była ona, tylko on.
- Odgrzeję te frytki. Obejrzymy jakiś film, może być komedia. Lubię komedie.
- Nejc – upomniała go – tak się składa, że jest późno, a jutro mamy...
- Próbę, tak – westchnął ciężko – moja droga, co ja bym zrobił bez twojego nieubłaganego poczucia czasu i równie bezlitosnego poczucia obowiązku?
- Zginąłbyś marnie, a teraz zbieraj zaproszenia – chociaż na dobrą sprawę sama mu je zebrała i podała z największą czcią. 
- Dzisiaj – mruknął, spoglądając na zegarek
- Co?
- Próba. Mamy parę ładnych minut po północy. Trzymają mi się te włosy?
- A co? Oświadczał się będziesz? – prychnęła
- Nie teraz, może kiedyś – z uśmiechem wzruszył ramionami, zerknął na zaproszenia i zaczął się żegnać.
Nejc był niewątpliwie jednym z najdziwniejszych ludzi jakich znała. Przed nim plasował się tylko Jurij Tepes. 

Nuciła cicho, kręcąc się po parkingu. Nuciła, żeby zagłuszyć nerwy. Przede wszystkim próbowała zdobyć się na cierpliwość, bo chociaż do ustalonej godziny brakowało jeszcze dziesięciu minut, czuła już całą sobą, że Nejc zwyczajnie się spóźni. Nuciła, żeby nie myśleć jak za chwilę będzie wyglądać. Nie uśmiechała jej się ta biała sukienka.
- Jest przecież w porządku – usłyszała nagle. To był on, wyjątkowo punktualny. Rozmawiał przez telefon, co nie przeszkodziło mu w ucałowaniu czoła Niny. Wziął ją pod rękę, wciąż przekonując Emily do wzięcia dwóch dni wolnego w lutym, przy okazji prowadząc swoją partnerkę w stronę miejsca przeznaczenia.
Właściwie trudno jej było przypomnieć sobie, kiedy to wszystko się zaczęło, a nie zaczęło się wcale tak dawno. I miało swój niezwykły początek tam właśnie, gdzie zmierzali. 
- Dziś się nie przewrócisz – zapewnił Nejc, szczerząc się do niej.
- Dziś Ty się przewrócisz – odpowiedziała radośnie.
- Boję się, że Cię dotknie skleroza, wiesz? 
Była to obawa w pełni uzasadniona. Nina jako bardzo początkująca nie miała głowy do nauki wszystkich wymyślnych nazw figur, skoków, podskoków i wszelkich innych dziwactw, które wyprawiali zawodowcy. Kiedy rangą podchodziła pod zawodowstwo, okazało się, że zamiast tego lepiej jej było zapamiętywać ciągi liczb. Każdy układ był więc takim ciągiem liczb, których ona raczej nie zapominała, ale zawsze istniało ryzyko, że pod presją zupełnie zgłupieje.
Czasami winiła się za to zamiłowanie do robienia głupstw. Czasami nienawidziła siebie i żałowała, że nie poszła za radą rodziców, nie stała się ułożoną panią doktor, albo kimś równie odpowiedzialnym. Bywało tak zazwyczaj po szczególnie nieudanych treningach, lub tych, które wymagały potem ton maści i skutkowały tygodniową niemożnością poruszania żadną kończyną. Ale zawsze był Nejc. Zawsze był też wyjątkowo cierpliwy trener – John. I zawsze Nina od nowa szukała w sobie sił i pasji, aby tym ludziom udowodnić, że zasługiwała na nadzieje, które w niej pokładali.
- Nienawidzę tej muzyki – mruknął chłopak – Jest zbyt wolna, zbyt ckliwa, zbyt...
- Doskonała – oczy jej rozbłysły – A tak właściwie był wybór, ale do tej układ pasował idealnie. Nie irytuj się, następnym razem wybierzesz coś, co będzie pasowało Tobie.
„Good Night to You” 
Biała sukienka już na nią czekała. Nina miała ochotę trochę na nią ponarzekać, ale moment nie był odpowiedni i limit skarg został wyczerpany raz a dobrze jak na jeden trening. Warknęła do siebie coś niezrozumiałego, co nie uszło uwadze Nejca, który ni z tego ni z owego uśmiechnął się tak promiennie, że musiała go zasłonić drzwiczkami szafki, żeby nie zarazić się tą niespodziewaną i nieuzasadnioną radością. 
- Wysłałeś zaproszenia?
- Wysłałem – nie sprawdziła czy dalej tak trwa z idiotycznym uśmiechem przylepionym do twarzy, bo już po głosie poznała, że kiedy nie czuł się osamotniony w niezadowoleniu, od razu miewał się znacznie lepiej.
- Co z twoimi włosami?
- Co z nimi? – zaciekawił się.
- Trzymają się? – zapytała, z trudem hamując głupkowaty uśmiech.
- Zaczynajmy – padło polecenie. W pośpiechu zamknęła szafkę. Czy do tego była stworzona? Po latach prób, wyrzeczeń, wyobcowania, po latach walki z samą sobą i z przeciwnościami losu, z pechem prześladującym ją od pierwszych lat życia, w końcu była w czymś niezła. To napawało optymizmem. Mało co napawało optymizmem w jej sytuacji. Trener już był na lodzie. Brakowało tylko jej. Ona była aktorką w tym przedstawieniu. Czy ten, o którym bez przerwy myślała, miał nigdy nie zobaczyć jej szczęścia? Miał nigdy nie docenić tego, że postąpiła jak on i stawiając wszystko na jedną kartę, zaryzykowała najbardziej w swoim życiu i tak jak on, wygrała? Dlaczego Jurij miał nie zobaczyć, że pod maską największej niezdary w dziejach świata, kryła się silna, niezależna kobieta? Powinien widzieć jak doskonale sobie radziła bez niego. Ha! Z tego przejęcia omal nie zabiła się o bandę. W końcu szczęśliwie dotarła na lodowisko. Zerknęła na rozgrzewającego się, już zupełnie skupionego Nejca i ustawiła stopy równolegle, jakby tylko marząc o wywrotce. Poza lodem nawet stojąc z pozoru pewnie na dwóch nogach, potrafiła wywinąć podręcznikowego orła. Ale na lodzie nie była już łajzowatą dziewczynką. I istotnie potrafiła jeździć na łyżwach.

Reakcja Anji niewiele odbiegała w czynach i słowach od reakcji, którą przewidziała Nina. Zaproszenie wybiegało daleko w przyszłość, ale było tak stanowcze i przejrzyste, że skoczkini natychmiast podjęła decyzję o udaniu się w lutym, w miejsce, do którego była zaproszona i co więcej, zapragnęła ze wszystkich sił zaciągnąć tam ze sobą Jurija, który albo wcale nie zwrócił uwagi na fakt, że jakakolwiek biała tekturka zmąciła święty spokój w jego własnym domu, albo usiłował być obojętny na wszystko, co w dalekich stronach wyprawiała Nina Vidmar.