Z satysfakcją przyglądała się hali, która majaczyła się za oknami. W tamtym momencie miała wrażenie, jakby całe życie sprowadzało się do tej jednej konkretnej chwili. Właśnie do tej, kiedy Los Angeles witało ich temperaturą zgoła inną niż ta, jaką zostawili w zimnej Słowenii.
- John...
- Nie mówmy o nim – szepnął Nejc – naciesz oczy tym widokiem...
- Bo nigdy więcej nie będzie mi dane tego zobaczyć – dodała po cichu.
- Tego nie wiesz – zastrzegł.
- John by wiedział.
Staples Center, które lata temu wydawało się chorą mrzonką, dziś było na wyciągnięcie ręki.
Nie do końca wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Tym bardziej, że hala Staples Center stanowiła ostatni rozdział w jej przygodzie z łyżwami.
- Nie wrócisz z nami? – w odpowiedzi Nejc uśmiechnął się po swojemu i pokręcił głową – Jeszcze nie wiesz jak tu jest. Co będzie, jeśli Ci się nie spodoba?
- Na pewno Ci o tym powiem – obiecał.
Uzbrojona w same dobre myśli i szeroki uśmiech pewnym krokiem ruszyła w stronę tafli. A potem kolana się pod nią ugięły, bo najpierw zobaczyła ogrom obserwatorów, którzy już czekali na start, a następnie spostrzegła transparent rozkładany przez kilku kibiców na jednej z licznych barierek. Transparent upamiętniający Johna.
- Spokojnie – zanim zdążyła się cofnąć, Nejc podał jej bidon z wodą i zawrócił na lód.
- Nie dam rady.
- Dasz radę – zapewnił, patrząc jej prosto w oczy – Właśnie dla niego.
Potem jeździła z oczami nieświadomie utkwionymi w tym konkretnym transparencie, głoszącym proste i szczere do bólu „Dziękujemy, John”. Ona sama dziękowała mu codziennie.
Paul dla odmiany przechodził samego siebie. Najpierw wskoczył w garniak, potem zniknął na czas nieokreślony, a kiedy wrócił, po garniaku nie było ani śladu. W jego miejsce pojawił się „elegancki czarny dres” jak zwykł określać niezwykle ponoć niewygodne wdzianko w kolorze wyleniałego kota czarownicy – prezent od żonki, za to, że zapomniał o rocznicy. Kręcił się przy nagłośnieniu, potem zgubił gdzieś akredytację, znalazł w zamian za to akredytację jakiegoś równie ogarniętego trenera i za kulisami w drodze do szatni zrobili pokojową wymianę, uprzednio dając ogłoszenie do zalatanego organizatora poprzez radiowęzeł, że ani jednego ani drugiego nie chcieli wpuścić do szatni zawodników bez identyfikatorów.
Później Paul i Oleg zostali przyjaciółmi na śmierć i życie.
- Wyżej noga – krzyknął nagle po słoweńsku Paul, a Nina aż drygnęła. Jaka wyżej noga, kiedy ona siedziała sobie spokojnie za bandą i wcinała batonika? Niewiele brakowało, żeby mogli pakować manatki, bo chociaż Oleg przytaknął intencjom i spostrzeżeniom Paula, zawodniczka Olega – Wiera miała na ten temat inne zdanie, tym bardziej, że przenikliwy wrzask Paula łamanym słoweńskim wzięła bardziej za zniewagę niż radę płynącą prosto z serca.
Paul postanowił się zamknąć raz a dobrze.
Przez 20 minut trwała walka z drzwiami do toalety, kiedy w końcu ktoś mądry, to znaczy na pewno nie Oleg, postanowił zgłosić fakt uwięzienia Paula zalatanemu organizatorowi, który dostał czerwonych wykwitów na twarzy i mało jednemu z drugim (jak tego drugiego uwolnili) nie wpierdolił rąk i nóg nie żałując. Paul postanowił już się więcej nie ruszać z miejsca i w ten oto sposób wszyscy jak jeden mąż – to znaczy Nina, Nejc, Oleg, Wiera i Jan spóźnili się na prezentację zawodników, a ręka zalatanego organizatora zaczynała powoli wskazywać drzwi.
- Tu się nie ma z czego cieszyć – upomniała Nejca, kiedy Paul zalał kawą swój piękny dres – jak teraz pójdzie to dziś nie wróci.
Paul istotnie w jednym momencie stał przyglądając się plamom kawy wsiąkającym w ubranie, a w drugim momencie w drzwiach mignęły im tylko jego plecy.
- No i pozamiatane.
Ale nie było pozamiatane, a przynajmniej nie Paul się do tego przyczynił. Wrócił znowu w garniaku po ładnych kilku kwadransach, kiedy zalatany organizator kończył wymieniać tortury, które na nim zastosuje, kiedy odpicowany trener z powrotem się pojawi. Paul nie skosztował ani jednej z tych wymyślnych technik, bo konkurs właśnie się zaczynał.
- Limit pecha wyczerpany – westchnęła Nina, a potem Paul przywitał się z drzwiami do szatni z byka i postanowiła się więcej nie odzywać.
„Światła Los Angeles nigdy nie świecą tak jasno jak w filmach.
Nadal chcę odejść.
Coś tutaj jest w sposobie, w jakim stale się poruszamy, co przypomina Ci dom.
Więc bierzesz te tabletki, by polepszyły Ci nastrój i popijasz je tanim alkoholem.
Myślisz, że to przybliży mnie do Ciebie i do części tego strasznego spustoszenia, które spowodowałeś.
Ale ja jestem katalizatorem.”
Zgrzyt łyżew o lód. Ostatnie poprawki. Ostatni uśmiech posłany na trybuny. Ostatnia wskazówka Paula. Ostatni taniec.
- Tylko nie płacz – prosi Nejc. Obiecuje mu to ze łzami w oczach. Spogląda jeszcze raz na transparent.
- „Good night to you” – mówi sama do siebie. Tak nazywa się ich podkład do układu. On kiwa głową, ona przymyka oczy.
Muzyka toczy się po tafli, ona odchyla się do tyłu jak setki, jeśli nie tysiące razy. To jeden z wielu występów, ale ten jest ostatni.
- Good night to you, John – to mówi Paul. Zalatany organizator pewnie za kulisami szykuje mu stryczek. Słowa Paula mieszają się z początkiem podkładu. Słowa Paula wiążą ten występ. Ona wierzy w to wszystko, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Good night to you, John – powtarza ktoś na widowni, na tyle głośno, że Nina to słyszy. Przysięgłaby, że to Jurij.
Ruszają w końcu. Bezbłędnie, ale wkrótce wkradają się pierwsze błędy. I Nina upada. Lekko, z wypracowaną przez lata gracją. Wypracowaną przez wielokrotne upadki beztroską. Właściwie jest to radosny upadek. Po tym upadku ona uśmiecha się jeszcze szerzej i tańczy jeszcze zwinniej. Nie rezygnuje ze spoglądania w stronę barierki z podziękowaniem dla Johna. Potyka się jeszcze raz, ale ten jeden raz nie robi na niej wielkiego wrażenia. Miała już tyle potknięć i tyle wywrotek, że ten incydent i tak plasuje się w czołówce tych najbardziej gustownych i wymierzonych dla zabawy.
- Dzielna – jedno słowo w jej stronę. Nejc jest z niej dumny. Na trybunach siedzą jej rodzice. Ludzie, którzy twierdzili, że łyżwy to strata czasu. Łatwy sposób na zmarnowanie sobie życia. Szybkie, chociaż cholernie bolesne samobójstwo. Teraz przynajmniej w jednej kwestii musi się z nimi zgodzić. Ból jest niesamowity, ale dopiero wtedy, kiedy się odchodzi.
Spiralą śmierci kończą występ. Kończą rozdział w historii, którą napisali sami, chociaż kierował nimi ktoś wyjątkowy. Kłaniają się, podjeżdżają potem w stronę barierek, gdzie wisi transparent i Nina już nie jest w stanie odczytać napisu. Łzy zamazują wszystko. Łzy nie tłumią bólu.
Łzy ten ból uwalniają. W burzy oklasków, ona i Nejc oklaskują napis, którego oboje już nie widzą. Potem schodzą z tafli, żeby nigdy razem na nią nie wrócić.
Oklaski cichną powoli.
- Było doskonale – mówi Paul. Wierzą mu. Nejc bardziej, Nina mniej, ale nie zaprzecza, nie potrafiąc złożyć jednego zdania w całość. Uśmiecha się tylko, ocierając mokre policzki.
Nie wygrywają tego konkursu.
Zajmują zaszczytne trzecie miejsce.
Dla Johna.
To były długie minuty. Jedne z najdłuższych w jej życiu.
- Rozumiesz już?
Kiwnęła głową, ale nie rozumiała. Ten splot losów mógł spotkać tylko ją, tylko jej jednej się przydarzyć. Że też w komediach romantycznych dało się wyjść z podobnej sytuacji obronną ręką...
- Dziękuję Ci, że byłeś ze mną szczery – uśmiechnęła się w końcu – tak po ludzku szczery. Mam nadzieję, że...
- Przestań – roześmiał się, jakby to wszystko nic nie znaczyło – To banalne. Nie idź w banały, to do Ciebie nie pasuje.
- Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie – powiedziała pomimo całej banalności tego zdania.
- Mam nadzieję, że tak będzie – kiwnął głową.
- I pamiętaj, że życzę Ci jak najlepiej w kwestii kariery.
- Ja Tobie również.
Przyglądali się sobie jak setki razy wcześniej, z tym, że po tych spojrzeniach miała być pustka. Nieprzyjaźń. Niemiłość. Nieczułość. Niewieczność.
- Jest jeszcze jedna sprawa – zauważył on. Uśmiechnął się przy tym dosyć smutno i zajrzał do sportowej torby – Trzymaj.
Przyjrzała się ładnie oklejonemu pudełeczku. Owiązane szeroką wstążką zawierało coś, do czego nigdy mieli nie wracać.
- To...
- Twoje – dokończył –Twoje własne, chociaż w pewnym sensie nasze.
- Co mam z tym zrobić?
- Nie wiem – wzruszył ramionami – Co tylko chcesz.
- A potem? Żegnaj?
- Nie, Nina. Nigdy nie mów „żegnaj”. „Żegnaj” odbiera całą nadzieję na ponowne spotkanie.
***
Epilog 4 stycznia.
Wesołych Świąt, udanego Sylwestra (oby nie przed tv, chociaż co kto woli) i szczęśliwego Nowego Roku. Niech będzie po prostu lepiej :)