- Dostaliśmy zaproszenia – rzucił na rozładowanie atmosfery ojciec i Nina mimowolnie się uśmiechnęła. Zaproszenia nie zajmowały centralnego punktu salonu i nie stały tak, żeby je widział każdy gość. Mimo to, zauważyła je od razu. Ukryte w małej kopercie, oparte o stroik bożonarodzeniowy przyciągały spojrzenia.
- Przyjedziecie? – rodzice spojrzeli po sobie. Wiedziała już, że tak. Mimo szczerej nienawiści do tych ukochanych figurówek Niny, zdecydowali się towarzyszyć jej w Los Angeles. Wyciętych lat z życiorysu żałowała. Żałowała zerwanego kontaktu, żałowała braku wsparcia. Jedną cechę charakteru wszyscy troje mieli wspólną. Upór. Upór, który umożliwił Ninie przemianę z łajzy w wybitną łyżwiarkę figurową i który rozbijał rodzinę, bo w połączeniu z honorem nie pozwalał wyciągnąć ręki na zgodę. Nie padło w te święta żadne „przepraszam”, nawet zupełnie przypadkowe, kiedy Nina rozbiła talerz w drobny mak. Za wcześnie było na jakiekolwiek deklaracje, że było źle, ale tak już nie będzie. Liczyła się chwila, moment zawieszenia broni, słuchanie kolęd śpiewanych w radiu, ustawianie krzywej choinki do pionu i to, że spadło jeszcze więcej śniegu. Potem również fakt, że wszystko, co dobre bardzo szybko się kończy. A im lepsze tym szybciej.
- Wracaj do nas częściej – stojąc na schodach, tuż za drzwiami wiedziała, że będzie to robiła. Niezależnie od tego, co zastanie, kiedy ponownie się pojawi, czuła, że ten najtrudniejszy krok już wykonała. Ona sama. Dała się wyściskać, pozwoliła sobie wręczyć torbę jedzenia z obawy, że się zakopie na zasypanych śniegiem drogach i na kontynuację podróży będzie zmuszona czekać do wiosny. W końcu okręciła się na pięcie i ruszyła z plecakiem i jedzeniem przez nieodśnieżony chodnik wzdłuż ulicy, na której mieszkała jako dziecko. Wiedziała, że obserwowali ją aż do momentu, kiedy zniknęła w zamieci.
- Zmarzłaś? – kiwnęła głową zrzucając z ulgą plecak z ramion – Coś Ty taka nieszczęśliwa?
- Boli mnie wszystko – zagarnęła włosy w taki sposób, żeby zasłaniały jej lewy profil. Nie odezwał się on, nie odzywała ona. Patrzyła na padający śnieg, walcząc ze sobą, żeby nie poprosić o jakieś leki przeciwbólowe, bo wprost nie mogła wytrzymać. Bez słowa podał jej do połowy wykorzystany blister jakiegoś głośno reklamowanego pogromcy wszelkich schorzeń – dlaczego nie jedziemy?
- Nie wzięłaś leków – stwierdził łagodnie – zostały w twoim mieszkaniu?
- Zapomniałam – skłamała, nadal unikając jego spojrzenia. Włączyła radio, zapięła pas, przymknęła oczy – możemy już ruszać?
- Chcesz wody? – chciała. Zaschło jej w ustach, a bez uśmierzacza bólu była gotowa kopnąć w kalendarz na miejscu.
- Dlaczego to robisz?
- Generalnie dobry ze mnie człowiek jakbyś nie zauważyła – zauważyła natomiast jak poprawił włosy już niemal firmowym gestem i automatycznie poczuła, że atmosfera nieco się rozluźniła – A teraz tłumacz się, dlaczego na własne ryzyko odstawiasz leki.
- To nie tak – zaprzeczyła. Za szybko. Pokiwał z politowaniem głową.
- Sama narzekałaś, że dostałaś mocniejsze po badaniach kontrolnych. Nie wytłumaczyłaś, co znaczyło „mocniejsze”, ale skoro nie chcesz ich przyjmować, to zaczynam się domyślać.
- Skończ już.
- Nina, to tak nie działa – westchnął – będzie co ma być. Ja silny jestem, jak przytyjesz to Cię uniosę, obiecuję. I będę na każde Twoje zawołanie, jeśli tylko będziesz chciała. Ale leki musisz brać, tak samo jak musisz być ze mną szczera.
W jednej sekundzie świat jej się zawalił. Nie bardzo dawała cokolwiek po sobie poznać, chociaż trwało to tylko do momentu, kiedy skończył się jej zapas chusteczek. Nie potrafiła się później uspokoić. Trzęsła się od zimna, z emocji, zrozpaczona tym, co miało być i tym, czego za żadną cenę nie potrafiła cofnąć. A on przepraszał, czego ona nie robiła nigdy. Pomógł jej wnieść plecak i torbę prowiantu, potem stał cierpliwie za drzwiami, którymi trzasnęła mu przed nosem. Kiedy w końcu zdecydowała się go wpuścić, przeanalizowali w milczeniu skład leków, posiłkując się Internetem. I ona płakała jeszcze bardziej, chociaż zupełnie bez powodu, bo świat z powrotem jej się poskładał.
- Dobra, stawiasz piwo, a ja zapominam o sprawie – pocieszył ją, posyłając pokazowy uśmiech. Nie odwzajemniła uśmiechu, zdobyła się tylko na przetarcie oczu dłonią.
- Te twoje super tabletki nic nie dały – mruknęła z udawanym wyrzutem – a tak naprawdę strasznie mi wstyd, Nejc. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
- Dlatego zostałaś łyżwiarką, a nie farmaceutką – podsumował – masz rozpisane jak to brać? Zaczniesz od jutra?
- Przysięgam – tradycyjnie zjedli zimne frytki, bo żadnemu z nich nie chciało się wykonać kulinarnego minimum i wstawić talerza do mikrofalówki. On wyszedł, wbrew własnym zasadom nakazując jej skontaktować się z Jurijem, a ona została z mętlikiem w głowie i siateczką leków w dłoniach.
Zauważyła przedziwną konsekwencję w swoim postępowaniu. Im bardziej on ją odrzucał, tym bardziej ona cierpiała i szukała jego towarzystwa. A że była uparta, potrafiła to robić dość efektywnie. I jemu zdawało się to wszystko pasować na tyle, że wracał. Byli zupełnie innymi ludźmi, ale jej uśmiech wciąż był tylko dla niego i on tylko dla niej sprawdzał jak cierpliwy jest trener w środku sezonu.
- To nie będzie trwało wiecznie, wiesz? – ale chciała wierzyć w coś zupełnie innego. Kiwała jednak głową i pozwalała się prowadzić za rękę przez zaśnieżone Velenje. Nie przyznawała mu się do tych ekscesów z lekami, ani do tego, że strasznie bolało ją prawe kolano, chociaż Nejc na pewno by to w jakiś sposób wyczuł.
- Jurij, dlaczego tu jesteś? – nie mógł się napatrzeć jej oczom. Zachowywał się jak pod władaniem złego uroku, ale ten urok nie był zły. Wręcz przeciwnie.
- Bo mnie potrzebujesz – lubiła kiedy posyłał jej jeden z tych niekomercyjnych uśmiechów, kiedy wyglądał jak człowiek, a nie chodząca reklama dyscypliny i sukcesu. Ale chwile, kiedy był tylko osobą prywatną zdarzały się niezwykle rzadko. Tamtego dnia był sobą. Jurijem, który nie rzucał sloganami, a zamiast tego opowiadał jakieś całkiem idiotyczne anegdotki rodem z imprezy pożegnalnej z Planicy, a ona czuła, że równie zainteresowana byłaby, gdyby zdecydował się z nią podzielić przepisem na krupnik.
- Czy mogę mieć do Ciebie pytanie? – spłonęła rumieńcem i opuściła głowę, tak, żeby on przypadkiem tego nie dostrzegł. Mocniej zacisnęła dłoń w rękawiczce.
- Jedno z tych twoich o nic? – upewniła się cicho.
- Nie, tym razem bardzo poważne – zatrzymał się, więc ona również. Zmusił ją, żeby na niego spojrzała.
- Nina – mruknął, z trudem hamując uśmiech – chciałbym tylko wiedzieć... Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
Zrobiło jej się biało przed oczami i cholernie zimno, nie dlatego, że zwariowała, albo nie daj Boże straciła przytomność. Otrzepała się ze śniegu i ruszyła w pościg, nienawidząc siebie za to jak łatwo dawała się zmanipulować. Odpowiedź na pytanie brzmiała okrutnie, ale tak właśnie miała brzmieć. Jurij Tepes zapieprzający przez miejski park wśród dzikich wrzasków już był martwy, przynajmniej w jej mniemaniu.
- Nienawidzę Cię – wydukała, z trudem łapiąc oddech – bałwanie.
Nawet nie zdobyła się na ten wysiłek, żeby zepchnąć z ławeczki kilka centymetrów świeżego śniegu, który wciąż jeszcze padał. Równie dobrze mogła usiąść na nieodśnieżonym chodniku.
- Kondycji za grosz – zauważył on, ciężko oddychając, a ona nie była pewna czy mówił bardziej o sobie, czy o niej. Zdjął czapkę, otrzepał ją ze śniegu, bo istotnie wyglądał jak bałwan i nie myśląc o konsekwencjach, znowu sypnął w nią śniegiem. Nie zareagowała tym razem. Warknęła groźnie i przysunęła się do niego. Im bardziej ją ranił, tym bliżej podchodziła. Im bardziej ją bolał, tym bardziej chciała cierpieć.
- Jurij? Masz rację.
- Wiem, że mam – objął ją ramieniem, jednym gestem usuwając śnieg z jej włosów – Będziesz chora
- Już jestem – burknęła, opierając czoło o jego policzek – jestem cholernie chora psychicznie.
- Wszyscy mamy jakieś swoje dziwactwa – zauważył – ja na przykład jestem chory na nowe wyzwania. Trochę na Ciebie. I mam alergię na...
- Nejc, musimy porozmawiać – rzuciła na koniec rozgrzewkowego Lutza. Pokiwał głową. W swoich najlepszych momentach Nina uwielbiała rozpracowywać taktykę, dzielić się spostrzeżeniami i dyskutować, więc Gaber zamiast się zmartwić, raczej się ucieszył. Układ szedł im bardzo dobrze, nawet lepiej niż tego oczekiwali. Od wyjazdu dzieliły ich już nie tygodnie a doby.
- Składałaś już spirale na pokaz w marcu? – zagadnął, kiedy schodzili. Uśmiechnęła się lekko, nie poddając się czerni, która mieszała jej przed oczami.
- Daj mi 5 minut – mruknęła – przebiorę się i porozmawiamy.
Była tak roztrzęsiona, że z trudem trzymała się na nogach, chociaż specjalnie szła dynamicznym krokiem, żeby nie mogli tego wychwycić. Wymienili z Paulem zaniepokojone spojrzenia. A potem usłyszeli trzask.
- Bardzo źle się czuję – wyznała, przytrzymując kawałek lodu przy rozwalonym czole.
- Może to leki. Musiały Ci zaszkodzić. Do tej pory nie działo się nic złego, tak? Więc może z czymś je wymieszałaś? – gorączkował się Nejc-rajdowiec – Paul, weź jej telefon i zadzwoń do Tepesa. W tym momencie.
- Myślę, że to nie są dobre leki... – zaczęła cichutko, a krew jakby zupełnie odpłynęła jej z twarzy – Nejc, czy możesz jechać trochę wolniej?
- Pomagały Ci, więc musiały być dobre – zaoponował.
- Myślę, że to nie są dobre leki, kiedy jest się... No wiesz – zmieszała się.
- W ciąży? – dopytał Paul.
- W ciąży? – powtórzył bezgłośnie Nejc.
I tu w tym miejscu kończy się mój zapas rozdziałowy.
Witamy w nowym sezonie♥
#PŚ2014/15
No dobra, końcówką sprawiłaś, że zapomniałam o wszystkim, co chciałam napisać i, no hej, jak to w ciąży? Nina? Z kim? Takie surprise się nie spodziewałam. Więc tak teraz posiedzę sobie w szoku i pozastanawiam się, kiedy to się mogło stać. I że tatą Jurij? No bo kto inny... No ale. Ja nie wiem. Czekam na rozwiązanie zagadki, bo tu jest za dużo znaków zapytania jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńOdbiegając od tej ciąży, a) jak dobrze, że chociaż trochę relacje między Niną a rodzicami trochę się polepszyły; b) Scena z Jurijem i śniegiem... To było takie fajne <3
Nawet nie wiesz, jak uwielbiam to opowiadanie! Jakaś magia! <3
Nina w ciąży? Jak to? Naprawdę? Teraz nie będę mogła wytrzymać z ciekawości. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOdnalazłam trochę chęci w sobie i nadrobiłam wszystko. I kurczę, nie mogę się nadziwić, jak różnie ludzie potrafią pisać i jak bardzo mnie zaskakują z każdym rozdziałem. To naprawdę niesamowite, że czytam już któreś opowiadanie z kolei i ciągle mogę liczyć na niespodzianki.
OdpowiedzUsuńTwoje dzieło lubię bardzo, bo jeszcze nigdy nie czytałam czegoś, co byłoby pisane w takim stylu jak Twój. Masz piękny dar, niespotykany. Nie ma tutaj przesyconych miłością scen, Jurij nie jest groteskową postacią rodem z wenezuelskich seriali, a Nina nie trąci przesadną uczuciowością. Wszystko jest takie smaczne. Zazdroszczę Ci, bo ja nie potrafię tworzyć charakterów, które nie epatują emocjami w każdym możliwym momencie.
Ten rozdział był niesamowity, a szczególnie jego koniec. Prawie się zadławiłam czytają ostanie zdanie. Nina w ciąży? I to z Jurijem? Oczekuję jak najszybszych wyjaśnień!
Pozdrawiam :*
PS. Przepraszam za moją nieregularność w zostawianiu komentarzy, ale musisz uwierzyć mi na słowo, że staram się wszystko czytać regularnie, o ile tylko moje studenckie życie mi na to pozwala. Jeszcze raz przepraszam :*
Im bardziej on ją odrzucał, tym bardziej ona cierpiała i szukała jego towarzystwa.
OdpowiedzUsuńSkądinąd bardzo dobrze rozumiem jak mocno zraniona musiala się czuć. A jednak coś ciągnie do takiego człowieka.
Magiczne chwile które jednak moga zostac bardzo latwo zepsute. I kiedy nie wiesz na czym tak naprawdę stoisz.
jak dobrze ze te leki nie są na sterydach jednak, ze Nejc jej pomógł.
Nie pomagają? Nic nie wiem o ciąży, czyby miala faktycznie w niej byc albo to gorączka po spacerze z Jurijem... albo pogorszenie stanu po lekach.
Biedna Nina.
graffiti